A SUMMER TO REMEMBER

Dochodzi godzina 18:00 i słońce zaczyna nadawać wszystkiemu złotawą, ciepłą barwę. Przejeżdżamy przez tunel wykuty w skale i zatrzymujemy się na niewielkim parkingu położonym około 250 metrów nad poziomem Adriatyku. W oddali widzimy zabudowania naszej wakacyjnej miejscówki – niewielka wioska położona pośród winnic, z jedną uliczką, dwiema restauracjami, lokalną plażą i prywatnym klubem nurkowym.

Pelješac

Na półwysep Pelješac wróciliśmy po 11 latach. Wtedy naszą bazą wypadową był Orebić, skąd wyruszaliśmy na wycieczki na pobliską Korculę, do Dubrovnika oraz na zwiedzanie półwyspu.

Teraz chcieliśmy pokazać te miejsca Ksaweremu ale na główne miejsce wakacyjnego pobytu szukaliśmy małej, spokojnej miejscowości oddalonej od tłumnie odwiedzanych, turystycznych miejsc. Udało się tam trafić, dzięki filmikom popularnego krytyka kulinarnego – Roberta Makłowicza. Miejscowość nazywa się Dingač.

Moje miejsce

Po kilku pobytach w Chorwacji, wreszcie znalazłem miejsce, do którego chcę wracać. Do wioski prowadzi wąska droga, snująca się po zboczu góry, pośród winnic. Na miejscu nie więcej niż 40 domów, dwie niewielkie plaże, wakacyjny sklepik z lodami, wypożyczalnia kajaków i klub nurkowy prowadzony, przez Peter’a – Słowaka, który też postanowił uciec od pędu codzienności i kilkanaście lat temu kupił tam dom, w którym prowadzi klub nurkowy Torpedo.

Życie w rytmie „slow”

Najcudowniejszy w tych wakacjach był slow life, przez duże „S”. Każdy dzień rozpoczynaliśmy śniadaniem na tarasie naszego apartamentu, patrząc jak wioska powoli budzi się do życia. A potem…? Potem to już tylko woda i słońce. Przedpołudnia zwykle spędzaliśmy na basenie, na plaży, na desce czy nurkując. Później obiad, drzemka i wieczorny wypad na spacer po okolicy lub rejs na Korculę.

Cudownie jest móc spędzać urlop w spodenkach kąpielowych. W jednej chwili wygłupiasz się z synem w basenie, by już za chwilę zwodować na Adriatyk deskę lub wpaść do Petera na piwo i planować nurkowania na kolejny dzień. Albo pójście na plażę bez targania kilometrami wszystkich plażowych sprzętów. Ot, po prostu wychodzisz na plażę z ręcznikiem bo jest ona 40 kroków od twoich drzwi.

Można się zakochać w półwyspie. Nic dziwnego, że pan Makłowicz postanowił kupić tu dom. Powiem Wam, że to pierwsze miejsce, które tak nas urzekło, że będziemy tu wracać przez dwa kolejne, wakacyjne sezony.

Wino

Pelješac to wino, oliwa i owoce morza. Cały półwysep usiany jest winnicami i na każdym kroku możecie kupić wino od lokalnych producentów. Podobno jest ich ponad 250-ciu i każdy z nich z radością przygotuje dla Was degustację tego co ma w swoich piwniczkach. Zdradliwe to bardzo – jeden wieczorny spacer przez wioskę może zawrócić w głowie.

Restauracje

W miejscowości są trzy restauracje, które z pewnością odwiedzicie będąc tutaj. Pierwsza to Restauracja Matuško (tak, to ta sama rodzina, która po drugiej stronie tunelu, w Potomje prowadzi winnicę). Restauracja spoko, jednak jakość obsługi zależy od sezonu. Niestety, zmieniają się w niej pracownicy co wpływa na to, jak zostaniecie potraktowani. Sezon 2021 był dla nas spoko, w sezonie 2022 było o wiele gorzej. Ale mają pyszną pizzę, którą zawsze możecie zabrać na plażę. No i mają obłędny widok na morze.

Kolejna to Konoba Portun w Potomje. Tuż przed tunelem, położona na kilku tarasach znajduje się druga z miejscowych restauracji. Jedzenie jest pyszne a ceny umiarkowane. Najlepiej pamiętać o wcześniejszej rezerwacji.

Trzeci lokal to Restauracja Breanovič. Absolutny majstersztyk na półwyspie. Nie liczcie na stolik bez wcześniejszej rezerwacji. Co tam się dzieje, to jest kulinarny zawrót głowy. Ceny są wyższe niż w dwóch poprzednich miejscach, ale nawet jeśli mielibyście przez tydzień żyć na paprykarzu szczecińskim to za zaoszczędzoną kasę musicie wybrać się do państwa Breanovič. Wspaniałe miejsce.

Stand Up Paddle

SUP to moje wakacyjne odkrycie roku. Każdego sezonu obserwuję, że coraz więcej osób zabiera na urlop pompowaną deskę. Spakowana jest całkiem poręczna i nie zajmuje dużo miejsca a sprawia ogromną frajdę. Pompujemy, rzucamy na wodę i można ruszać w świat, który z pokładu deski prezentuje się zupełnie inaczej. Od teraz, niedostępne brzegi, ukryte zatoczki i nieodległe wysepki są dla nas na wyciągnięcie wiosła.

Nurkowanie

Pakując się na ten wyjazd zabrałem również swój suchy skafander i resztę sprzętu do nurkowania, pamiętając z poprzedniej podróży na Pelješac, że centra nurkowe były w Žuljanie. Nie liczyłem więc na wiele nurkowań, no bo dojazdy, wcześniejsze umawiania się itp. Okazało się jednak, że Dingač ma dla mnie kolejną niespodziankę. Sąsiedzi, których poznaliśmy i którzy jak się okazało, też nurkowali powiedzieli mi o prywatnym klubie nurkowym. Przyznam, że byłem zaskoczony, bo zwykle centra nurkowe widać z daleka. Rozpostarte flagi nurkowe, szyldy itp. A w naszej wiosce nic takiego nie było. A jednak. Centrum nurkowe mieści się dwa domy wcześniej od naszej miejscówki. Niepozornie wyglądający z ulicy dom, położony na stromym brzegu, krył w swoich murach pokoje dla gości a na najniższej kondygnacji sprężarkownię i klub nurkowy.

Dosłownie 120 kroków od naszego domku był nurkowy raj. „Torpedo” prowadzi przesympatyczny słowak Peter. Historia klubu sięga roku 1996, kiedy to Peter – były nurek zawodowy – kupił wspomniany dom i postanowił poświęcić to miejsce nurkowaniu. Na miejscu znajdziecie cały asortyment sprzętu do wypożyczenia, możliwość bicia butli powietrzem i nitroksem, a przede wszystkim rodzinną atmosferę. Bo u Petera jest tak, jakbyś wpadał do siebie – nie martwisz się o swoje graty bo mogą leżeć tam tygodniami, zaglądasz popołudniami na piwo albo lokalne wino, by porozmawiać i się pośmiać, zostawiasz swój numer telefonu bo zwykle ktoś z ekipy nurkowej proponuje jakąś ciekawą lokalizację na wypad kolejnego dnia i zbiera chętnych. Słowem jest miło i kameralnie. A ceny są tak przyjazne, że początkowo myślałem, że się przesłyszałem jak niedużo mi przyszło zapłacić za nurkowania. Bajeczne miejsce i fantastyczni ludzie.

To było wspaniałe lato. Nie zapomnę go nigdy.

Dodaj komentarz