Koniec stycznia spędziliśmy w Białowieży. Nigdy wcześniej w tamtych rejonach nie gościłem i byłem ciekawy co do zaoferowania ma wschodnia „ściana” Polski.
Ludzie
Gdybyście dziś zapytali mnie o pierwsze skojarzenie z Białowieżą powiedziałbym: ludzie. Tak, z całą pewnością ludzie są tam o wiele cieplejsi w relacjach niż w centralnej części kraju. Będę miło wspominał pana sklepikarza, z którym ucięliśmy miłą pogawędkę, czy też panią aptekarkę, która wspomogła mnie tabletką przeciwbólową, żebym nie musiał kupować całego opakowania. To jest coś niespotykanego! Mała wieś, poza sezonem, jedyny punkt apteczny w okolicy, ruch w interesie mały, utarg żaden a pani aptekarka daje mi proszek przeciwbólowy żebym nie musiał kupować całego opakowania.
Brak „warszawskiego” pędu sprawia, że człowiek żyje zupełnie inaczej – inaczej patrzy na świat i sprawy go otaczające. Czas płynie wolniej przez co ma się chwilę by na nowo wsłuchać się w swój własny rytm i odpocząć. Ten spokój i zwolnienie rytmu daje się odczuć już w drodze do Białowieży. Kierowcy prowadzą spokojniej, wolniej. Nikt nie trąbi i nie wyprzedza. Zupełnie inna kultura jazdy.
Wieś
Białowieża to ciągnąca się przez 3-4 kilometry wieś. Kilka sklepów, restauracji, poczta, park w centrum oraz hotele i liczne kwatery prywatne z miejscami noclegowymi. Na każdym kroku akcenty nawiązujące do łowieckiej historii tych okolic. Dobre miejsce na bazę wypadową po okolicy.
Co warto zobaczyć?
Prawdziwe piękno kryje się w okolicach Białowieży. Wybierając się tam zabierzcie ze sobą wygodne buty, a zimą dodatkowo ciepłe ubranie.
Rezerwat pokazowy żubra. Utworzony w okresie międzywojennym aby ocalić gatunek żubra przed wyginięciem. Dla większości turystów to jedyna okazja zobaczyć żywego żubra. Raczej nikt z Was po puszczy w poszukiwaniu żywego okazu włóczyć się nie będzie. Rezerwat znajduje się w puszczy, kilka kilometrów przed Białowieżą jadąc od Hajnówki. Spacerując pomiędzy wybiegami oprócz żubra zobaczymy też łosie, dziki, wilki, tarpany i jelenie. Moim zdaniem rezerwat to atrakcja „must see” będąc w Białowieży. W okresie jesienno-zimowym rezerwat jest zamknięty w poniedziałki.
Po spacerze w rezerwacie udaliśmy się kilka kilometrów dalej do wsi Budy, do Pensjonatu Sioło Budy by zobaczyć stare drewniane chaty i zjeść coś rozgrzewającego w tamtejszej karczmie (uwaga, kartą nie zapłacisz, tylko gotówka). Polecamy. Jedzenie pyszne. Jeśli szukacie nietypowego miejsca noclegowego to warto rozważyć zatrzymanie się tutaj w jednym z kolorowych, kresowych domków.
Puszcza skrywa wiele ciekawych i tajemniczych miejsc. Ludowe podania wspominają o miejscach mocy (znów te skojarzenia z grą Wiedźmin) oraz o miejscach kultu religijnego. Wschodnie rejony Polski są silnie związane z prawosławiem a jedno z takich miejsc to Krynoczka. Cerkiew Świętych Braci Machabeuszów jest położona w głębi puszczy ale nie trudno ją odnaleźć. Trudniej się tam dostać – byliśmy tam zimą a to raczej nie jest sezon turystyczny. Brama prowadząca na teren była zamknięta. Już mieliśmy odjeżdżać gdy napotkany „leśny dziadek” powiedział nam, że kilkanaście metrów na lewo od bramy jest duża dziura w płocie. Tak udało się dojść do cerkwi i cudownego źródełka, które niestety było nieczynne. Za źródełkiem, na ogrodzeniu zobaczycie dowód, że jednak miejsce jest odwiedzane przez pielgrzymów – na drutach pozawieszane są chusty, które pielgrzymi moczą w źródle, przemywają chore miejsce po czym rozwieszają.
Zostając w klimatach religijnych wybierzcie się też do cerkwi pw. św. Mikołaja, która znajduje się w samym centrum Białowieży. Piękny budynek, który niestety podziwialiśmy tylko z zewnątrz. Znowu było zamknięte.
Kilkaset metrów od cerkwi, w centralnym parku Białowieży znajduje się Muzeum przyrodniczo-leśne Białowieskiego Parku Narodowego. Muzeum ma do zaoferowania ekspozycję prezentującą charakterystyczne dla puszczy zbiorowiska leśne. Przed wejściem na teren ekspozycji dostajemy „elektronicznego przewodnika”, który oprowadza nas po wyłaniających się z mroku dioramach przedstawiających życie roślin i zwierząt w puszczy. Po zwiedzaniu wejdźcie na wieżę widokową.
Ostatnim punktem, który odwiedziliśmy był skansen. Nie mogliśmy przecież odpuścić zapoczątkowanej w 2016 roku skansenowej tradycji. Tu szczęście dopisało nam połowicznie. Po kilkudziesięcio minutowym spacerze okazało się, że w skansenie nie ma żywej duszy. Wyglądał jakby nieczynny ale żadnej kłódki na bramie nie było. Wystarczyło podnieść drewniany skobel i weszliśmy do środka. Nie był on tak okazały jak skanseny, które dotychczas odwiedziliśmy. Kilka drewnianych chat, wiatrak i tyle. Może w sezonie letnim wygląda on inaczej i nieco bardziej tętni życiem.
Jedzenie
Ten wyjazd zmienił moje kulinarne nastawienie, zwłaszcza do grzybów. Aż sam jestem w szoku, bo dotychczas z grzybów to ja tylko pieczarki w zapiekance. Nie mam pojęcia czy to przez puszczańskie powietrze czy klimat tego miejsca ale już pierwszego dnia pobytu dopadła mnie ochota na grzyby. W hotelu zjadłem pyszną zupę grzybową i poprawiłem podduszanym mięsem z grzybami. Podczas całego naszego pobytu w Białowieży przewijały się dania zawierające grzyby. Coś pysznego. Będąc na miejscu zajrzyjcie do kilku restauracji położonych wzdłuż głównej ulicy by spróbować lokalnych specjałów.
Hotel
Naszą bazą noclegową podczas pobytu w Białowieży był Hotel Białowieski. Na koniec wpisu tradycyjnie kilka zdań na temat pobytu w hotelu – być może ktoś z Was chce się wybrać do Białowieży i będzie chciał się w nim zatrzymać. Moje odczucia to coś w okolicach „love-hate relationship”. Być może to za ostre stwierdzenie ale hotel ma jeszcze przed sobą kilka rzeczy do poprawy.
Hotel składa się z wyraźnie różniących się od siebie dwóch części: starej i nowej. W starej części hotelu pokoje prezentują klasyczny czerwono-złoty wystrój jaki był modny w hotelarstwie 10 lat temu. Niestety na mnie taki wystrój działa jak płachta na byka. Dlatego jeśli będziecie rezerwować pokój poproście o ten w nowej części hotelu. Zupełnie inny świat. Subtelne beże i brązy, duże kamienne płyty w łazience, ogrzewanie podłogowe, designerska kabina prysznicowa i oświetlenie, płaski telewizor, oraz ogromne i wygodne łóżko. Na wyposażeniu łazienki suszarka, komplet ręczników i szlafroki do strefy SPA.
Kuchnia to z całą pewnością mocna strona hotelu. Jedzenie bardzo dobre i świeże. Pierwszego dnia podczas śniadania byłem zawiedziony bo nie było nigdzie jajecznicy, na którą miałem ochotę. Okazało się, że jajecznica jest na świeżo przyrządzana przez jedną z Pań kelnerek według życzenia gościa. Ilość jajek, dodatki a nawet jak bardzo ma być ścięta – wszystko zgodnie z życzeniem.
Strefa SPA to basen z „rwącą rzeką”, jacuzzi, sauny, oraz różnego rodzaju zabiegi. Fajnie, ale woda w basenie mogła by być nieco cieplejsza z uwagi na dzieci.
Niestety było też kilka wpadek, drobnych ale jednak nie powinny się one zdarzać w hotelu, który swoją nową częścią wydaje się pretendować do 4 gwiazdek.
Sieć bezprzewodowa wi-fi – tak, wiem, odpoczynek i ograniczenie internetu. Ale bliskość granicy sprawiła, że telefon lepiej łapał zasięg białoruskiej sieci komórkowej niż polskiej (T-mobile poprawcie się). Zwróćcie na to uwagę jeśli macie w telefonach włączoną opcję automatycznego wyboru operatora bo koszty roamingu mogą Was zaskoczyć. Dlatego dobrze mieć w hotelu sprawnie działającą sieć internetu bezprzewodowego żeby chociaż móc poczytać o okolicy i miejscach wartych zobaczenia. Router/access point mieliśmy tuż nad drzwiami pokoju jednak przez pierwsze dwa dni internet nie działał. Być może coś się zawiesiło bo zostało naprawione dopiero trzeciego dnia naszego pobytu i od tej pory sieć działała jak należy.
Kolejna wpadka to brak w pokoju czajnika. Serio? Hotelu, mamy XXI wiek. Najmniejszy choćby czajnik powinien jednak być w pokoju. Koszt żaden tym bardziej, że gdy poprosiłem w recepcji o czajnik to go otrzymałem bez problemu i bez żadnych dodatkowych opłat. Czemu więc nie mógł stać od razu w pokoju, obok codziennie uzupełnianej wody mineralnej? W pokojach dostępny jest również minibar. Ceny klasyczne, jak to w minibarach.
I trzecia sprawa, która mnie rozluźniła. Hotelowy parking płatny dodatkowo 25 pln za dobę pobytu. Zawsze w takich przypadkach zastanawia mnie jak ustalana jest ta cena? Koszt nabycia gruntu plus koszt kostki brukowej plus jej położenia plus monitoring? Rozumiecie? A dlaczego nie 15 czy 18 pln? Albo 32,50 pln? Hotelu, jeśli to czytasz zastanów się nad polityką cenową.
I od czasu do czasu zetrzyjcie kurz z tego żubra co wisi nad recepcją. Należy mu się. To w końcu wizytówka i symbol Waszej okolicy.
One Pingback