W lustrzankach zakochany byłem od dziecka. Pamiętam emocje, które towarzyszyły mi gdy mając 10 lat poznawałem sekrety ZENITA, którego miał mój ojciec. Te zależności, ustawienia, obiektyw, zewnętrzna lampa z pomarańczowym światełkiem i zapach kliszy.
Wiele lat później miłość do fotografii wróciła. Pod koniec lat 90-tych, zaczęły pojawiać się pierwsze aparaty cyfrowe, które kosztowały majątek a parametrami nie dorównywały dzisiejszym aparatom zainstalowanym w smartfonach. Ale to była rewolucja. W tamtym czasie miałem dwie kompaktowe cyfrówki, okupione wielomiesięcznymi wyrzeczeniami i odkładaniem pieniędzy. Ale świadomość, że mogłem zaraz po powrocie do domu podpiąć aparat do komputera i zobaczyć efekt zdjęć była czymś niesamowitym. Skończyło się wielodniowe oczekiwanie na odbitki u fotografa, a zdjęcia było widoczne od razu na małym ekraniku z tyłu aparatu. Jednak lustrzanki cyfrowe wciąż kosztowały majątek i zwyczajnie nie mogłem sobie na taką pozwolić.
Dopiero kilka lat później dane mi było poczuć w dłoniach ciężar solidnego magnezowego korpusu swojej pierwszej cyfrowej lustrzanki. Wrażenie na miarę złapania pierwszy raz za biust koleżanki. Bajka.
Urzekła mnie technologia, możliwości, ergonomia i potencjał jaki tkwił w plikach RAW. I przez długi czas uważałem, że nie ma lepszego aparatu niż lustrzanka. W miarę upływu czasu, kolejnych podróży, powiększającego się zestawu obiektywów ogarnięcie całego tego majdanu zaczynało się robić nie lada wyzwaniem logistycznym. Minimum dwa jasne (i ciężkie) obiektywy na górskim szlaku dawały się coraz bardziej we znaki a plecak wypełniony w całości sprzętem foto nie pomagał w podróżowaniu samolotem. Zacząłem szukać alternatywy.
Dzięki uprzejmości Olympus Polska miałem możliwość przetestowania ich nowego aparatu OM-D E-M5 Mark II wraz z obiektywem M.Zuiko 12-40 ze światłem 2,8.
O formacie Micro 4/3 słyszałem już jakiś czas temu ale do bezlusterkowców podchodziłem z dystansem. Małe body nie pozwalało na zachowanie ergonomii użytkowania – przecież nie da się upchnąć tych wszystkich ważnych przełączników potrzebnych w codziennym użytkowaniu aparatu na tak małej powierzchni. O jak bardzo się myliłem…
Nie będę się rozpisywał nad specyfikacją techniczną i testami bo to możecie znaleźć na stronie producenta czy portalach fotograficznych. Opiszę swoje subiektywne odczucia i przemyślenia po dwutygodniowych testach aparatu.
Pierwsze dni to była walka z ergonomią. Mniejsze body jakoś dziwnie leżało w dłoni, uwierało w mały palec dla którego nie było już miejsca na gripie. Przesiadając się z dużej lustrzanki musicie dać sobie czas na oswojenie się z mniejszymi gabarytami bezlusterkowca. Patrząc na sprawę dziś, z perspektywy czasu twierdzę, że od początku trzymałem aparat źle. Tego malucha trzyma się za obiektyw. Lewa dłoń utrzymuje aparat, prawa jest tylko do obsługi. Trzeciego dnia było oczywistym, że muszę zmienić nawyki. Trzeba kompletnie zmienić podejście i zapomnieć o przyzwyczajeniach z lustrzanki. I wtedy się zaprzyjaźniliśmy na dobre.
W aparacie urzekło mnie kilka rozwiązań. Po pierwsze ciekawie rozwiązano przełączanie AF/MF. Wystarczy przesunąć pierścień na obiektywie od siebie i możemy manualnie ustawiać ostrość. Chcemy autofokus, przesuwamy pierścień do siebie, załącza się sprzęgło i aparat automatycznie ustawia ostrość.
W aparacie mamy możliwość dostosowania ustawień pod cztery przełączniki funkcyjne wedle swoich preferencji. Wystarczy chwila z instrukcją i personalizujemy aparat zgodnie z naszym życzeniem. A gdy dołożymy do tego dotykowy ekran wyświetlający bieżące parametry i przednią rolkę to panujemy nad wszystkimi ustawieniami, które mogą być potrzebne w codziennym fotografowaniu.
Mistrzostwo świata to stabilizacja matrycy w pięciu osiach. Podczas testów robiłem nieporuszone zdjęcia „z ręki”, w ciemnym pomieszczeniu przy czasie 1/10 sek. Ta stabilizacja urzeka również podczas nagrywania filmów z ręki.
Zaskoczeniem dla mnie był podgląd w czasie rzeczywistym jak zdjęcie będzie wyglądać. W trybie manualnym zmieniając ustawienia czasu migawki, przysłony czy czułości ISO od razu na ekranie i w wizjerze widzimy czy scena będzie poprawnie naświetlona czy może będzie za ciemna lub za jasna.
Na uwagę zasługuje też fakt, że Olympus posiada „gorącą stopkę” w którą możemy podłączyć zewnętrzną lampę błyskową lub radiowy wyzwalacz do lamp. W zestawie z aparatem otrzymacie również niewielką zewnętrzną lampę z regulowaną głowicą. Oczywiście nie można jej porównać do dużych lamp reporterskich ale fakt, że posiada ruchomą głowicę plasuje ją o niebo wyżej od lamp wbudowanych w aparaty. Teraz możemy odbijać błysk od ścian i sufitów a dzięki temu uzyskiwać dużo lepsze efekty.
Już pierwszego dnia testów ustawiłem w aparacie stosunek boków zdjęcia na 3:2 aby był taki sam jak w mojej lustrzance. Dało to ciekawy efekt, który odkryłem w postprodukcji. Mianowicie Olympus nawet jak ma ustawiony format 3:2 i tak robi zdjęcie w formacie 4:3 i po prostu kadruje je do ustawionego formatu. Oczywiście w wizjerze i na wyświetlaczu widzimy realne ustawione kadrowanie o stosunku boków 3:2. Ale w postprodukcji mamy dostęp do całego dużego pliku 4:3. I gdyby zdarzyło się uciąć jakiś ważny szczegół kadru to obrabiając zdjęcie mamy ten margines i zawsze możemy nieco przekadrować ujęcie.
Czy Olympus ma wady? Możliwe, choć ja ich nie dostrzegłem. Być może za krótko go miałem aby móc się do czegoś przyczepić. Co mnie czasem zawiodło to autofokus podczas wieczornych zdjęć plenerowych. Zdarzało się, że aparat nie trafiał celnie, ale czy można nazwać wadą niewyostrzenie kilku zdjęć na kilkaset zrobionych? Moim zdaniem nie.
To był mój pierwszy kontakt z bezlusterkowcem formatu Mikro 4/3 i przyznam, że zakochałem się w tym aparacie. Nie porównywałbym go z lustrzanką bo to zupełnie dwa różne typy aparatów. To nie jest aparat na robienie eventów typu ślub ale jako główny aparat w podróżach czy do codziennego użytkowania nada się idealnie. Nieduże gabaryty, wymienne, jasne obiektywy, stabilne video w jakości Full HD, zdjęcia w formacie RAW, wytrzymałe body odporne na kurz i zachlapania i opcjonalna obudowa podwodna czynią, że ten aparat w moich oczach jest rozwiązaniem idealnym i kompleksowym. Sprawdzi się jako aparat główny, jako świetna kamera video nagrywającą w 60 klatkach na sekundę a zamknięty w wodoodpornej obudowie jest ciekawym narzędziem które z chęcią zabrałbym na nurkowanie.
Poniżej kilka testowych zdjęć, które zrobiłem podczas spacerów.
Dziękuję Olympus Polska za udostępnienie aparatu do testów.
Trafiłam tu bardzo przypadkiem, ale widzę że źle na tym nie wyszłam. Jestem na etapie poszukiwania nowego sprzętu i zdecydowanie wezmę ten o którym piszesz pod uwagę. Jednym z plusów który na pewno dostrzegłam jest to, że jest mniejszy niż standardowy. To może wydawać się śmieszne, ale mam bardzo małe dłonie i obsługa mojego aparatu, który jest „standardowo” duży i ciężki czasem mnie irytuje. Wygląda na to, że pomyśleli o sprzęcie dla krasnali 🙂
Witaj, bardzo mi miło, że tu trafiłaś. Mam nadzieję, że będziesz zaglądać częściej.
Cieszy fakt, że tego typu wpisy mogą być pomocne. Jak pisałem wyżej ja się w tym modelu zakochałem. Świetny aparat, rewelacyjne rozwiązania i najnowsza technologia. Po prostu bajka. Namawiam do bliższego przyjrzenia się temu modelowi.
Coraz bardziej przekonuję się do tego modelu. Na początku myślałam o jakimś Canonie albo Nikonie, ale widzę, że Olympus też daje radę… i to bardzo dobrze 🙂 Chociaż wiem, że najwięcej robią tu umiejętności fotografa 😉 A dobry fotograf zrobi wspaniałe zdjęcie nawet starą Nokią 🙂
Jeśli nie fotografujesz ślubów i podobnych eventów to jest to aparat idealny dla Ciebie. Urzekł mnie pod każdym względem. Jakość wykonania jest świetna a zdjęcia i filmy robi fantastyczne. U mnie idealnie sprawdziłby się i na co dzień i w podróżach i podczas nurkowania.
Właśnie czegoś takiego szukałem! Dotychczas używałem lustrzanki, ale nie za bardzo nadawała się na wypady w góry, bo razem z obiektywami na każdą okazję sporo ważyła 😉
Doskonale rozumiem, bo mam ten sam problem 🙂