Potrzebowałem odpoczynku. A najlepszym miejscem żeby się wyciszyć i odetchnąć od codziennych spraw jest Hańcza. Świeże, rześkie powietrze z dala od miasta i ciche wieczory działają naprawdę uspokajająco.
Ekipa na wyjazd zebrała się spora: Jacek z rodzinką i kursantem Sergiuszem, Dorota (na dokończeniu Deep’a) i Marbo, Styx z rodzinką i kursantami (AOWD), no i my.Dzień pierwszy – sobota
Na nura wybraliśmy się z Marbo i Tomkiem. Z pierwszego parkingu poszliśmy w prawo na ściankę. Wizura po deszczach nas niestety nie zachwyciła. Co prawda okolice 4 metrów były ale zdarzały się też miejsca gdzie wpływaliśmy w bełt o widoczności kilkudziesięciu centymetrów. Zdarzały się lepsze widoki na ściance.
Siedząc i rozmawiając po nurkowaniu ciszę zakłócił galop koni po pobliskiej łące. Przybiegły dwa dorosłe i dwa małe więc z dzieciakami podeszliśmy do nich porobić kilka zdjęć i nakarmić chrupkim pieczywem, które miała Dorota.Po obgadaniu wszystkich za i przeciw na drugie nurkowanie tego dnia się nie zdecydowaliśmy a zamiast tego zapakowaliśmy się z Irminą, Julką, Dorotą i Mariuszem do aut i pojechaliśmy do pobliskich Stańczyków zobaczyć dwa najwyższe w Polsce mosty z początku XX wieku. Z dołu nie wyglądają na bardzo wysokie, ale po wejściu na górę i spojrzeniu w dół może się zakręcić w głowie.
Powrót nad Hańczę okazał się również pełen wrażeń i chyba przyćmił atrakcję główną wycieczki, czyli owe mosty. A mianowicie: problem z moją samochodową nawigacją GPS made in China polega na tym, że do celu prowadzi znakomicie, natomiast z powrotem do domu ma jakieś problemy. Załącza jej się tryb „adventure” i zamiast po utartych szlakach prowadzi przez drogi „trzeciej kategorii odśnieżania” i ścieżki, którymi krowy chadzają do wodopoju. No i tak było również tym razem. Ślepo ufając nawigacji już po kilku minutach byliśmy w środku tzw. „czarnej dupy” czyli między łanem żyta i pszenicy. Całe szczęście Mariusz miał drugą ,dobrze działającą nawigację i wyciągnął nas ze środka suwalskich łąk. Całą drogę powrotną Julka i Irmina grały w grę: „kto pierwszy zobaczy jakiegoś zwierzaka ma punkt”. I tak:
-krowa – 1 pkt
-koń – 1 pkt
-pies, kot – 1 pkt
-bocian – 2 pkt
-chłop na ciągniku – 5 pkt
-pijany chłop leżący w rowie – 150 pkt
Wygrała Julka, chłopa w rowie nie znaleźliśmy.Wieczorkiem po kolacji Styx z kursantami udali się na nocnego nura a dla tych co się nie kursowali po nocach było ognisko nad brzegiem Hańczy, pieczenie kiełbasek i „nocne Polaków rozmowy” pod rozgwieżdżonym niebem. Bajka.
Dzień drugi – niedziela
Nurkowanie nr. 99, 38m/30′ AIR
Na niedzielnego nura wymyśliliśmy z Mariuszem pełen relaks czyli dłubanki z rekreacyjnym czasem dennym i ustalonym runtime’em. Wszystko poszło jak po sznurku, bez problemów znajdowaliśmy kolejne drzewa i jakoś w 6 minucie byliśmy nad dłubankami.
Nowa latarka sprawdziła się znakomicie. Tak naprawdę dopiero na tym nurkowaniu mogłem zobaczyć jej zalety: moc wystarczająca, skupiony snop światła z fajną poświatą dzięki której nie miałem wrażenia „spoglądania przez dziurkę od klucza”, mała, poręczna z niedużym akumulatorem, który i tak zapewnia jej przeszło 4 godziny świecenia pełną mocą. Zdjęć tradycyjnie nie udało się zrobić 🙂Samo nurkowanie ciut nam się poślizgnęło przez kaptur Doroty, który gdzieś zaginął, a że się dziewczę kursowało i aby nie miała możliwości wykrętu wzięła mój 🙂 O wrażeniach z kursu może napiszą sami zainteresowani czyli Doro i Sergiusz. Ja jedynie dodam, że uwielbiam słuchać zjebki od Trembiego po nurkowaniu 😉
Dzięki za fajny wyjazd.
Aha, byłbym zapomniał. W niedzielę stuknęła mi 30-stka !!! 🙂
Skomentuj